hi hi ho, byłam wczoraj w zoo :)
w Chorzowie, po raz pierwszy od wieeeelu. wielu lat.
całkiem fajnie, całkiem fajnie, ale... tukanów tam nie było!
a zwierzątkiem, które zdobyło moją największą symaptię okazał się... lemur.
lemury to niezłe luzaki :)


nie byłoby nowego posta, gdyby nie było nowej torebki.
od poprzedniego fasonu odpoczywam, teraz się zabieram za następne. ten jest mega prościutki i ma przyszytą własnoręcznie dzierganą koronkę (bo szydełkowanie jest fajne :)
kolory absolutnie słitaśne i cukierkowe, chociaż ja wolę słitaśne-czekoladowe, albo dzikie-jadowite. muszę po prostu wykorzystywać te materiały, co mam.
ochrzczona Sarabi. a tamte poprzednie to Zazu i Rafiki (zapomniałam przedstawić ;])