Z przyjaźni wyłonił się drobny interes - z korzyścią, radością i satysfakcją dla obu stron. Dzięki umowie między mną a arctic betty, zawartej częściowo na nudnych lekcjach specjalności artystycznej, częściowo na gadu-gadu, kiwibirdowy blog zyskał trochę ciekawszą oprawę, banner z moim nowym logo (ach, moje własne logo, takie fajne, hakuna matata!), teraz zyskuje świeżutkie metki z tym samym natalio-kiwibirdowym logo, a jeszcze zdobędzie inne bajery, na które mam apetyt (vlepki!)
Za mojego ptaszka, moją kuleczkę z długim dziobem, która stoi na straży mojej internetowej tożsamości, mojego internetowego ego, wypotworzyłam torbę, taką spełniającą ściśle określone wymogi. Krótka piłka - ma być prosta, pojemna i workowata, a co szczególnie wskazane: trwała i solidna, żeby przeżyła open'era. Dużą wygodą było dostarczenie mi materiałów w postaci dwóch spódnic dżinsowych kupionych na ciuchach. W ten sposób wróciłam w Wielką Sobotę do domu ze święconką i starym dżinsem w koszyczku. Potem miłe Święta, trochę z rodziną, trochę z maszyną. No i mamy kolejną wariację na temat dżinsu.